Ponieważ zajmujemy się często zakazaną archeologią więc podczas naszych poszukiwań musieliśmy natrafić na tajemnice związane z zaginioną Atlantydą. Jakież było nasze zdziwienie kiedy odkryliśmy, że poprzez starożytnych Greków dotarły one i do Kościoła Katolickiego kosmicznego i megalitycznego. W tym wpisie będziemy cytować polskiego profesora, który jest największym specem od św. Tomasza. Przedstawimy tajemnice starożytnych, w tym niezwykłe zagadnienia o których z pewnością wiedzieli Atlantydzi, właściwie będzie to wiedza podstawowa tylko, jaką dysponowała zatopiona przez "wody-morze" super cywilizacja pierwszych Adamów - głowy ze złota.
Nawet ta podstawowa wiedza, jak ją określiliśmy, jest dla nas, ludzi zde-ewoluowanych, bardzo skomplikowana, o czym się za chwilkę przekonacie. Mało kto po nią sięga, a jeszcze mniej ludzi o niej wie - że taka istnieje, że jest ona wstępem do zrozumienia mitycznej cywilizacji super istot ludzkich. Wiedza starożytnych o której tu czasami piszemy, i o której dziś będziemy pisać cytatem naszego wybitnego Polaka, ma również związek z działalnością leczniczą jaką prowadziła wspomniana niezwykle zaawansowana społeczność przedpotopowa.
Naszym zdaniem, znajdujemy całkiem sporo dowodów tej uzdrawiającej działalności, o których mamy zamiar napisać w powstającej książce, jeśli tylko Bóg pozwoli. Nie bez powodu nasz Zbawiciel jest największym lekarzem jakiego widziała ludzkość. Wiedział o wszystkim, znał wszelakie tajemnice, w tym Atlantów, Jest przecież Stwórcą całej planety, całego Wszechświata - Logosem. Rozpoczynając wstępem o zagadnieniu, czymś takim jak "monizm", kierującym nas ku mistycznej wiedzy naszych niezwyklych przodków - wyznawców JAHWE - Jestem który Jestem, musimy podkreślić, że nie będzie to łatwe dla kogoś, kto nie interesuje się tymi sprawami, jednak jest ta wiedza czymś niezwykłym i cennym, wprowadzającym nas do zapomnianego świata sprzed globalnej katastrofy, poza czas, poza matrixowy konstrukt noezy, uwalniająca z ułudy wiecznej reinkarnacji.
MONIZM (od gr. [monos] – jeden, jedyny) – jest to stanowisko filozoficzne zgodnie z którym przyjmuje się, że rzeczywistość jest jednym bytem lub jego przejawem. Termin „monizm” został wprowadzony do filozofii w XVIII w. przez Ch. Wolffa. Odtąd termin „monizm” został przyjęty w filozofii na oznaczenie prób wyjaśnienia rzeczywistości (świata) przez sprowadzenie jej do jednego bytu (niezłożonego), jednej substancji, jednego procesu, a więc do jednej zasady.
Wszystkie przedmioty i zjawiska są tylko emanatami, atrybutami, stopniami rozwoju jednego rzeczywistego bytu. Cały wszechświat stanowi jednorodną całość. Monizm wyklucza różnorodność, a wielość uznaje za pozór. W zależności od charakteru jedynej postaci bytu (materia, duch, idea, świadomość, jaźń) występują różne odmiany monizmu. Terminem opozycyjnym w stosunku do monizmu jest pluralizm – oznacza teorie przyjmujące podstawowe zróżnicowanie rzeczywistości w konsekwencji uznania złożoności bytu. Odmianą pluralizmu jest dualizm, który w wyjaśnianiu rzeczywistości przyjmuje dwie niesprowadzalne do siebie zasady.
Pluralizm pojawił się na początku refleksji filozoficznej jako odpowiedź na pytanie o istotę, naturę, strukturę rzeczywistości, czyli na podstawowe pytanie o arche rzeczywistości (rzeczy, osób, kosmosu). Pierwsi filozofowie gr. (filozofowie przyrody) dociekali, czy rzeczywistość jest jednorodną, choć różnie upostaciowaną rzeczywistością, a byt jest prosty, niezłożony (monizm), czy rzeczywistość stanowi wiele zróżnicowanych bytów, wewnętrznie złożonych z niesprowadzalnych do siebie elementów (pluralizm). Te dwie interpretacje rzeczywistości – monistyczna i pluralistyczna, uwarunkowane odmiennymi postawami poznawczymi, przejawiają się przez całe dzieje filozofii i przybierają różne konkretne formy.
Dlatego trzeba mówić raczej o monizmach niż monizmie. W początkach filozofii pojawiły się i dominowały interpretacje wyraźnie monistyczne. Pierwsi filozofowie przyrody (VII–VI w. przed Chr.) poszukując podstawowego elementu (czynnika) rzeczywistości opierali się na poznaniu zmysłowym, twierdzili, że powstanie i bytowanie świata domaga się zasady w postaci materialnego tworzywa, które określali jako physis (natura). Rozumieli przez to pierwotny czynnik [arche]), z którego wszystko powstaje i do czego się sprowadza. Wyraził to dobitnie Heraklit: „Z wszystkiego jedność i z jedności wszystko”.
Wskazywali więc na materialny, odwieczny, stały, niezmienny, niezniszczalny praelement, istotny dla danej w empirii rzeczywistości, z którego powstał cały świat. Kosmos byłby więc zwielokrotnieniem czy różnym upostaciowieniem tego samego elementu i dlatego jest całością-jednością. Były to interpretacje monistyczno materialistyczne. Różne formy monizmu materialistycznego w okresie presokratejskim były konsekwencją przyjęcia różnego charakteru podstawowego tworzywa.
Tales z Miletu za podstawowy praelement kosmosu uznał wodę. Wszystko powstaje z wody. Rzeczy są różnymi postaciami wody, woda pozostaje po ich rozpadzie. Woda jest więc naturalnym początkiem i kresem wszystkich rzeczy. Anaksymander wskazał na mistyczny apeiron, czyli "bezkres" (otchłań?), jako na „początek bez początku”. Jest on nieograniczony, jakościowo nieokreślony, nieśmiertelny. Wszystko, co istnieje, ma naturę apeironu, ponieważ poszczególne rzeczy powstają przez ograniczenie apeironu. (To jest również niezwykłym skarbem pradawnych, tak mało omawianym!) Anaksymenes za tworzywo świata uznał powietrze. „Podobnie jak dusza, która jest powietrzem (aera), trzyma nas w skupieniu, tak i cały świat również otacza tchnienie i powietrze (aera). Z powietrza wszystko powstaje i na nie się rozpada”, zwłaszcza woda, która w postaci pary może się skroplić, a woda wyparować, w jeszcze innej formie woda może stać się plazmą-energią-ogniem (wszystko przechodzi we wszystko - przepływa, co potem błędnie rozumieli różni filozofowie, snując jakieś teorie o ewolucji świata - patrz filozofia bara i asymilacja do cywilizacji Ducha Świętego spoza czasu !)
Według pitagorejczyków „tworzywo bytowe” oraz siłę organizującą i kierującą światem stanowi liczba. Wszystko jest z liczby, rzeczy są liczbami (materializacja liczb jak w filmowej wersji Matrix-u z Hollywood). Kosmos jest jednością dzięki liczbie. Heraklit jako zasadę rzeczywistości przyjął ogień. Ogień ze swej istoty jest dynamiczny. Są w nim wszystkie rzeczy w nieustannym stanie napięcia (wzniecanie i gaśnięcie). Przyjmując poza empirią zmysłową inny jeszcze rodzaj poznania – poznanie praktyczne [phronesis], Heraklit dostrzegł coś więcej. Był przekonany, że rzeczami kieruje logos jako powszechne prawo przemijania.
Logos jest immanentny (pozostający w czymś, pozostawać wewnątrz) w stosunku do wszystkich rzeczy – byłby rodzajem „boga kosmicznego”. Empedokles jako tworzywo kosmosu przyjmował cztery elementy (woda, powietrze, ogień, ziemia). Są one wieczne, są w ruchu, łączą się w jedność dzięki miłości, a przez niezgodę-nienawiść rozdzielają się, co było jednym z wielu odniesień Greków do starożytnego kodu, do tajemnicy pradawnych mędrców (odsyłamy do niesamowitego kazania Ks. Natanka, który otrzymał wzmiankę tej tajemnicy - link).
Anaksagoras uznał, że naturę rzeczywistości tworzy mieszanina nieskończenie wielu jednorodnych cząstek materialnych [homoiomere] oraz obdarzony dynamicznością Nous, czyli Umysł-Logos. Jest on zasadą porządku obecną w kosmosie (kosmiczny bóg?) Monistycznie rzeczywistość wyjaśniali także Leucyp i Demokryt, przyjmując atomy i próżnię, posiadając te tajemnice od mędrców wcześniejszych, od ludzi pamiętających naukę Atlantów! Jak to dziś już wiemy, atomy stanowią niepodzielne cząstki materii, mają wielkość i jakość, poruszają się w próżni.
Grecy wierzyli, jak wspomnieliśmy, dzięki wcześniejszym cywilizacjom, że atomy są w wiecznym ruchu o charakterze mechanicystycznym (materializm mechanicystyczny). Monizm materialistyczny (odłam dzisiejszego materializmu ewolucjonistów od małpy!) głosili także stoicy: „Wszystko jest tylko częścią jednej, zdumiewającej całości, której ciałem jest natura, Bóg duszą” (Sextus Empiricus, Adversus mathematicos) - jakże niezwykła i celna uwaga pradawnych, jakże wartościowa, prowadząca do potężnej medytacji i metafizycznego błogostanu. Stoicy wprawdzie przyjmowali dwie zasady – czynną i bierną, ale obydwie uważali za materialne. Bóg i duch człowieka jest tym samym, nie ma więc mowy o odrębnym, transcendentnym Bogu.
Zasługą pierwszych filozofów przyrody było postawienie twórczego pytania – o arche („dzięki czemu”), czyli o podstawową zasadę kosmosu i podjęcie problemu jedności (wielości) rzeczywistości. W wyjaśnianiu rzeczywistości oparli się na poznaniu zmysłowym, a ekstrapolacja empirii doprowadziła ich do uznania, że pierwotna postać bytu jest prosta (niezłożona) i ma charakter materialny. Wielość natomiast jest różnym ukształtowaniem tego samego pierwotnego pratworzywa lub jest uznana za wtórną, pozorną (o czym za chwilkę!). (Patrz ciała matertii pierwszej zjednostkowane).
Redukowali więc rzeczywistość do przyczyny materialnej, nie posiadali "zrodzenia z wody i Ducha". Tak jak dzisiejsi marksiści-ewolucjoniści rezentowali zubożoną, uproszczoną wizję świata, w której człowiek nie zajmuje szczególnego miejsca. Wprawdzie pojawiał się motyw
siły umysłowej (Logos Heraklita, Nous Anaksagorasa) – była ona rozumiana immanentnie i całkowicie wyczerpywała się w strukturze kosmosu. Do monistyczno-materialistycznej wizji świata kwestionowanej w późniejszej starożytności – nawiązywano w średniowieczu raczej śladowo, natomiast wyraźnie w XVIII, a zwłaszcza w XIX i XX w. (materializm dialektyczny). XX-wieczny rozwój nauk przyrodniczych, zwłaszcza fizyki, wiązał się z marksistowską tendencją do uprawiania filozofii na bazie fizykalnej struktury świata i prowadził do wyjaśnień monistyczno-materialistycznych, często rodem z kultów Nowej Ery (ang. New Age).
Parmenides stworzył nową, spektakularną formę monizmu i wniósł do filozofii przedsokratejskiej nowe elementy. Szukając odpowiedzi na pytanie o istotę bytu (arche), oparł się nie jak filozofowie przyrody na poznaniu zmysłowym, lecz na analizach czysto racjonalnych (intelektualnych). Aprioryczny sposób poznania prowadził do wskazania na formalną prazasadę ujętą tylko myślą. Według Parmenidesa rzeczywistą rzeczywistość stanowi „byt” (odsyłamy do "Starożytne skarby duchowej archeologii, duchowych przepowiedni – YHWH (aktywacja ducha i duszy proroctwa Apokalipsy)", który jest „tym, czym jest” – „byt jest bytem”. Wszystko jest bytem – nie-bytu nie ma.
Wszystko jest tym samym. Byt jest więc absolutną tożsamością, jest jeden, powszechny, niezmienny, wieczny, nieruchomy. Zmysłowym obrazem „bytu” jest kula. Wszystko poza tak rozumianym bytem, czyli świat zmienny – jest światem pozornym (hinduistyczną mają - maskirowką). Parmenides był myślicielem znaczącym. Stał się inspiratorem dla wielu filozofów, m.in. Platona (idee), Plotyna, Jana Dunsa Szkota, Kartezjusza, Wolffa – czyli nurtów ontologicznych. Nowy wielki system monistyczny o dużym oddziaływaniu stworzył wspomniany Plotyn. Nawiązując do Platona, także do Arystotelesa, przedstawił interpretację rzeczywistości, będącą nową formą monizmu, zasadniczo różniąca się od monizmu presokratyków.
Był to monizm dynamiczny, gradualistyczny, emanacyjny o wydźwięku panteistycznym. Przyjmował i uzasadniał jakość całej rzeczywistości, która ma charakter hierarchiczny (zaadoptowany przez loże wolnomurarskie i ruchy Nowej Ery, będące tym samym, z-monizowanym myśleniem o kosmosie tylko jako strukturze materialnej super technologii "bogów-ufonautów"). Fundamentem i zasadą absolutną (Absolutem) jest – wg Plotyna – Jedno (Pra-Jednia), które jest niezmienne, niepodzielne, wieczne, konieczne, będące samotożsamością. Jedno jest poza wszelkim myśleniem i bytem, jest niepoznawalne, niepojęte, niewypowiedzialne.
Przekracza byt i pojęcia jakichkolwiek przedmiotów. Pozostaje więc poza wszelkim orzekaniem. Jednu można tylko przypisać Dobro, przez co akcentuje się to, że jest twórczą mocą, dzięki której powstało wszystko, co istnieje i co się staje. Jedno-Dobro stanowi absolutne źródło wszystkiego. Świat wypływa, wypromieniowuje na drodze koniecznej, ustopniowanej emanacji (udzielania się). Z Jedna wyłania się jako pierwsza sfera Intelekt-Nous-Logos – Myśl (Duch). Tylko świat Umysłu istnieje w ścisłym sensie, tylko on posiada byt pełny i niezmienny (ontyczny).
Z Umysłu (Myśli) emanuje Pneuma (Dusza świata). Jest niecielesna i niepodzielna, zwrócona ku Umysłowi i ku światu natury (tu pojawia się mnogość): sfera świata materialnego – świat zmysłów. Świat zmysłów nie istnieje, lecz wciąż „staje się” - hind. maja - maskirowka. Materia – najniższe stadium świata – jest pozbawiona jakości, jest niepłodna, nie udziela się. Wszystko jest jednym i Jedno jest we wszystkim. Przez emanację, czyli pochodzenie z Niego wszechświata Jedno nie ulega zmianom – pozostaje „na swoim miejscu nieumniejszone”" - jak widzimy myśl monistyczna, albo filozofia monistyczna, jest bardzo pociągająca, co skutkowało powstaniem straszliwych ideologii, w tym ewolucjonizmu, hitleryzmu i obecnie chorobą umysłową Wielkiego Babilonu iluminatów zmieszania się wszystkiego ze wszystkim - o czym za chwilę będziemy informować dokładniej, w głównej części tego wpisu.
Filozofia Plotyna zawiera duży ładunek myśli praktyczno-religijnej, będąc gruntem pod ruchy mieszania wszystkiego, czyli kulty Nowej Ery, czy sekty loży wolnomurarskich. Jego system to jakby filozoficzna religia. Głosząc, że człowiek pochodzi od Jedna jako absolutnej zasady uznawał, że może on powrócić do niej na drodze doświadczenia mistycznego (ekstazy), gdy umysł przekracza wyobrażenia i dyskurs i zatapia się w oglądzie samej prawdy danej mu w postaci idei. Osobisty wysiłek człowieka wystarcza do zjednoczenia z Jednem (autozbawienie).
Monizm Plotyna ma charakter panteistyczny (pogląd filozoficzno-religijny (niekiedy teologiczny) utożsamiający wszystko z Bogiem lub absolutem). Neguje istnienie boga osobowego. Mimo że Jedno różni się od pozostałych hipostaz (w filozofii Plotyna jest to byt wyemanowany z Absolutu.), to jednak pochodność Ducha, duszy i materii, a więc emanacja czy promieniowanie, ma charakter konieczny. Emanacyjna metafizyka Plotyna oddziaływała i nadal oddziałuje na wielu myślicieli. Wywarła duży wpływ zwłaszcza dzięki Proklosowi i Dionizemu Areopagicie na myślicieli Bizancjum, a za pośrednictwem św. Augustyna przeniknęła do kultury wczesnośredniowiecznej Zachodu - tyle wstępem, jako rozgrzewka !
Jak widzicie Parmenides już coś rozumial z tajemnicy Jahwe, Tego który Jest. Wiedziano i rozumiano podstawy hinduistycznej maji, jak i budowy meta fizykalnej "materii pierwszej", która składa się - do pewnego stopnia schodzenia w dół - z atomów, by następnie rozpłynąć się w nieokreślonych systemach "meta konstruktu niczego", podłączonego do czegoś - do aktu i możności, co raczej obala monizm materialistyczny. Dopiero co napisaliśmy: meta fizykalnej "materii pierwszej" - chodzi o starożytną wiedzę i rozumienie widzalnego kosmosu jako jednej z "otchłani", konstruktu "materii pierwszej" i domieszanych w nią ideii oraz jeszcze innych "super składników".
Można by w tym miejscu rozwodzić się nad całą starożytną zakazaną archeologią, nad pozostałościami Atlantydów, jednak to pozostawimy do powstania wspomnianej książki, tu i teraz zacytujemy niesamowity urywek polskiego znawcy tajemnic pradawnych cywilizacji, zwłaszcza greckiej, chodzi o profesora Krąpca, oto jego szokujące zdania w temacie tajemnicy konstruktu prawdziwego Matrixa - niesamowitego stworzenia widzialnego i mniej widzialnego kosmosu jednej "nieistniejącej monistycznej materii" w połaczeniu z ideą-informacją, przybywającą od i poprzez miłość Boskiej cywilizacji poziomu VII skali Asmiova - a wszystko to dzięki Temu który Jest, czyli Jahwe:
"Przy założeniu (gdzie indziej uzasadnionym) istnienia tylko form substancjalnych i przypadłościowych, gdyby w jakimś jednym materialnym bycie istniała wielość form, powiedzmy form substancjalnych, wówczas forma pierwsza materii pierwszej we właściwym sensie byłaby formą substancjalną, a wszystkie inne formy byłyby tylko formami przypadłościowymi. Akt pierwszy materii jest bowiem formą substancjalną. A taki akt posiadałaby materia sama z siebie, niezależnie od jakichś innych form, wobec tego materia pierwsza stanowiłaby sama z siebie jedną wspólną materialną substancję.
Wszystkie inne formy, które dołączyłyby się do istniejącego już aktu materii pierwszej, byłyby tylko formami drugimi, czyli formami przypadłościowymi. Wówczas zginęłaby wewnętrzna jedność bytu; byt mający wiele aktów jest bytem zlepionym z wielu różnych bytów; jest bytem przygodnym. Jeśli materia pierwsza posiada sama z siebie formę czy jakiś akt, to tylko ta forma czy akt tworzy substancję, a wszystko, co dochodzi do utworzonej już substancji, do istniejącego już aktu, jest aktem przypadłościowym. Wobec tego przyjmować wielość form w jednym bycie, znaczy zniszczyć tę właśnie jedność bytową, znaczy tworzyć byty-złepki, byty ujęte przypadłościowo, a właściwie - przyjmować jakiś jeden podstawowy byt, w stosunku do którego wszystko inne jest tylko pewną odmianą czy też jakimś przypadłościowym nagromadzeniem elementów tego samego , podstawowego - o różnych przejawach - bytu. Jest to już wyraz klasycznego monizmu.
A zatem twierdzenie o wielości form w stosunku do stwierdzenia bytowego pluralizmu istotnie w sobie nie podzielonych, a między sobą różnych substancji, jest sprzeczne. Jeśli zatem twierdzimy, że istnieją substancje same w sobie istotnie niepodzielone, czyli jedne w sobie, i równocześnie stwierdzamy, że istnieje w tych jednych bytach wielość form substancjalnych, to tym samym wypowiadamy sprzeczność. Pojęcia materii pierwszej nie da się pogodzić z posiadaniem przez nią samą, samodzielnie, jakiejkolwiek formy. Czy jednak koniecznie związane z tym jest pojęcie materii jako absolutnie czystej potencjalności?
Czy materia pierwsza nie może sama z siebie posiadać jakiegoś aktu istnienia, jak chcieli niektórzy filozofowie, upatrujący sprzeczność w przyjmowaniu realności materii pierwszej przy równoczesnym pozbawieniu jej wszelkiego aktu? Niemożliwość posiadania przez materię pierwszą własnego istnienia stanie się bardziej zrozumiała, gdy uświadomi się podstawy tej niemożliwości. Podstawa taka leży w metafizycznej teorii stwierdzającej realną różnicę między istotą a istnieniem w bycie przygodnym. W tym przypadku zagadnienie to nie jest jeszcze wyjaśnione i będzie przedmiotem dociekań dopiero na dalszym etapie filozoficznej analizy. Niestety, nie można posługiwać się myślą filozoficzną, nie zakładając różnych aspektów jej analizy, nie można użyć sztucznej i nierealnej w filozofii metody spinozjańskiej i more geomeirico wysnuwać jednych myśli z drugich, niczego nie zakładając.
Chociaż dopiero na dalszych etapach analizy może być szczegółowo wyświetlony i uzasadniony problem różnicy między istotą a istnieniem w bytach przygodnych, tutaj posłużymy się stwierdzeniem realnej różnicy między istotą a istnieniem. Istnienie w bytach przygodnych różni się realnie od istoty, czyli istnienie nie jest istotą, nie utożsamia się z istotą bytu przygodnego. Gdyby bowiem istnienie utożsamiło się z istotą bytu przygodnego, „wyczerpałoby się" w jego istocie, to istniałaby tylko „ta oto" istota koniecznie, a wszystko inne byłoby tylko partycypacją czy też przejawem tej właśnie istoty, która jest istnieniem.
Jeśli więc istnieją rzeczywiście mnogie i różne byty, to ich istnienie nie jest tym samym, co istota, a zatem istota i istnienie są realnie różne, jak realnie różnią się byty między sobą. Otóż tak pojęte istnienie, jako realnie nietożsame z istotą, nie konstytuuje samej istoty rzeczy, lecz zakłada tę istotę jako samą w sobie utworzoną. Nie znaczy to, by istota była jakoś wpierw, nim nastanie istnienie. Niewątpliwie, istota tworzy się „pod aktualnym istnieniem", lecz jeśli akt istnienia nie konstytuuje istoty rzeczy, to istota ta ma swój odrębny akt, który ją konstytuuje, chociaż pod aktualnym istnieniem, bez którego akt istoty byłby nierealny.
Akt istnienia zatem, nie konstytuując istoty rzeczy materialnej, ze swej natury „zakłada" akt formalny, istotę ukonstytuowaną samą w sobie. Jeśliby zatem materia pierwsza posiadała w sobie istnienie, to przez to samo albo istnienie utożsamiłoby się z materią pierwszą, albo też materia pierwsza posiadałaby już w sobie ukonstytuowaną istotę, czyli akt formalny. Dlaczego tylko te dwie możliwości? Weźmy najpierw pod uwagę pierwszą z nich, tzn. utożsamienie materii pierwszej z istnieniem. Jeśliby materia pierwsza, sama z siebie nie posiadając żadnej formy, posiadała równocześnie akt istnienia, dzięki któremu byt różni się od niebytu, to wówczas powstałaby konieczność utożsamienia istnienia z materią pierwszą.
Bierzemy bowiem pod uwagę samą materię pierwszą, pojętą w oderwaniu od formy. Jeśliby właśnie ta materia pierwsza sama w sobie, pojęta w oderwaniu od formy, posiadała istnienie, to utożsamiałaby się z istnieniem. Gdyby bowiem nie utożsamiała się realnie z istnieniem, to byłaby różna od istnienia, różna realnie. A jeśli materia sama w sobie nie jest realnie różna od istnienia, to realnie utożsamia się z istnieniem. Jakie byłyby tego następstwa? Akt istnienia jest współmierny do istoty tak jak akt w ogóle jest współmierny i proporcjonalny do możności. Wszystkie więc cechy przypadające w udziale istocie, proporcjonalnie przypadają także istnieniu, które aktualizuje tę istotę. Występuje wiele jawnych sprzeczności wynikających z twierdzenia, że materia pierwsza utożsamia się z istnieniem.
Materia pierwsza jest bowiem czymś radykalnie potencjalnym (nawet w tej hipotezie, którą przyjmują suarezjanie, uważający, że materia pierwsza posiada swoje ułamkowe istnienie), będąc zaś taka, posiadałaby istnienie radykalnie potencjalne. Tymczasem zaś istnienie jest racją aktualności rzeczy, jest czymś, co w rzeczy jest najdoskonalsze. Z tego wynikałoby, że jedno i to samo (materia pierwsza) równocześnie jest czymś realnie najniedoskonalszym, gdyż radykalnie potencjalnym, i czymś, co z istoty swej jest najdoskonalsze, gdyż realnie utożsamia się z czymś najdoskonalszym, tzn z istnieniem.
Poza tym materia pierwsza jest czymś nieskończenie potencjalnym, gdyż jest racją wszelkich przemian, jakie obserwujemy w świecie. Będąc zaś realnie utożsamiona z istnieniem, posiadałaby tym samym nieskończoność pod aspektem istnienia. Materia sama z siebie byłaby nieskończenie potencjalna, a będąc równocześnie sama z siebie czymś istniejącym, byłaby też przez to realnie czymś nieskończenie aktualnym, gdyż istnienie jest czymś aktualnym, a jeśli istota ma atrybuty nieskończone, to i proporcjonalne do niej istnienie ma atrybuty nieskończone - w swoim porządku.
Nastąpiłaby więc nowa sprzeczność: równoczesna aktualna i potencjalna nieskończoność tej samej rzeczy. Poza tym materia pierwsza sama z siebie jest niezdeterminowana, tzn. „istota" materii pierwszej nie jest zdeterminowana do „tego" lub „owego " bytu. A jeśli „istota" materii nie jest zdeterminowana, to i jej istnienie jest niezdeterminowane. Niezdeterminowane istnienie jest nieskończone, a nieskończone istnienie jest Bogiem; wobec tego popadłoby się w błąd Dawida z Dinant, który uważał materię pierwszą za Boga (jak to zinterpretował Tomasz z Akwinu). Bezpośrednim następstwem związania istnienia, czyli aktu najdoskonalszego, z materią pierwszą, jest wobec tego przyjęcie tezy panteistycznej o utożsamieniu Boga z materią, a właściwie z potencjalnością bytu.
Taka koncepcja Boga jest absurdem, a zatem i podstawy teorii logicznie powiązanej z tego rodzaju koncepcją są nie do przyjęcia. Wreszcie, gdyby materia pierwsza sama z siebie nie różniła się realnie od istnienia, czyli realnie utożsamiała się z istnieniem, wówczas trzeba by przyjąć absolutny monizm; wówczas wszystko, co istnieje, byłoby realnie tylko materią pierwszą, w jej jakimś ciągle odnawiającym się, w różnych aspektach, istnieniu. Gdy zaś stanie się na stanowisku różnicy między istotą a istnieniem oraz różnicy między materią pierwszą a substancją, czyli istotą rzeczy, to tym samym stwierdzamy, że istota sama z siebie jest czymś różnym od istnienia. Jeśli zaś jest czymś różnym od istnienia, to tym samym jest już jakąś istotą, jest czymś zdeterminowanym, a jeśli jest czymś zdeterminowanym, to tylko zdeterminowanym przez akt.
Akt determinujący istotę, wyznaczający jej treść, nazywamy formą. Konsekwencja zatem skrajnego w treści monizmu leży nieuchronnie na drodze stwierdzającej samodzielne posiadanie przez materię pierwszą jakiegoś właściwego jej aktu. Przyjęcie zaś monizmu — czy to formalnego (z racji formy substancjalnej), czy też bytowego (z racji jednego, właściwego tylko materii istnienia) - prowadzi z jednej strony do zaprzeczenia samego ruchu w świecie, jaki dostrzegamy zarówno zmysłami, jak i rozumem, czyli do stwierdzeń sprzecznych z podstawowym przeżyciem poznawczym, a z drugiej storny prowadzi do sceptycyzmu, gdyż stawia na pozycjach Protagorasa, według którego prawdą jest to, co wydaje się, że jest prawdą.
Wówczas byty byłyby i mnogie, gdyż tak przedstawiają się naszemu poznaniu, i zarazem byłby tylko jeden byt, gdyż doprowadza do tego analiza rozumu. Przyjęcie zatem istnienia w materii pierwszej jakiegoś aktu na mocy samej tylko materii prowadzi do absurdu. Materia pierwsza sama z siebie jest czystą możnością, a więc sama z siebie nie ma istnienia ani też żadnej treści. Wszystko, co posiada, posiada przez swoją formę, wraz z którą stanowi jeden byt, jedną substancję.(...) Akt i możność jako realne składniki bytu mogą „wzrastać" w różnych typach i hierarchiach bytów aż w nieskończoność.
W ten sposób, z jednej strony można dojść do stwierdzenia czystej potencjalności, która jest tak ogołocona z aktu, że aż sprzecznością jest jej samodzielne istnienie, a z drugiej strony, poprzez różne „natężenia" aktu można dojść do ujęcia czystego aktu - czystego bytu, czystego istnienia - tak dalece samoistnego i doskonałego, że sprzecznością jest niesamoistnienie tego bytu. Arystoteles dochodzi do stwierdzenia czystej potencjalności materii pierwszej, lecz w jej aspekcie esencjalnym, a nie egzystencjalnym. O istnieniu i jego roli w bycie nie zdawał on sobie sprawy, ale miał przed oczyma jasno zarysowaną doktrynę czystej potencjalności materii w porządku esencjalnym.
Obydwie bowiem definicje materii pierwszej, które podał, negatywna i pozytywna, wyraźnie świadczą o tym, że pojmował on materię pierwszą jako byt niepełny, sam z siebie nie posiadający żadnej formy, a jedynie z nią współistniejący. Dopiero Tomasz z Akwinu zwrócił uwagę na absolutną potencjalność materii pierwszej nie tylko w porządku esencjalnym, ale i egzystencjalnym. Teza o absolutnej potencjalności materii pierwszej figuruje w spisie tez potępionych 18 III 1277 r. przez prymasa Anglii - Kilwardby'ego. Dostrzeżenie przez Tomasza absolutnej potencjalności materii pierwszej było uwarunkowane koncepcją realnego bytu składającego się nie tylko z materii pierwszej i formy substancjalnej, ale przede wszystkim z istoty, na którą składają się materia i forma, oraz istnienia.
Materia pierwsza nie jest bytem jest jedynie potencjalnym elementem bytu. Nie istnieje, lecz pod formą współistnieje, dlatego też nie posiada istnienia sama przez się, a jeśli posiada je, to tylko przez formę. Istnienie bowiem nie jest „aktem pierwszym" materii pierwszej, lecz jej „aktem drugim". - koniec cytatu z profesora Ojca Krąpca.
Jak państwo czytają, konstrukt rzeczywistości, składników budowy tego konstruktu, tego Matrixa Boskiej cywilizacji z poziomu VII skali Asmiowa, jest szokująco skomplikowany, ale i tajemniczy. To czego doświadczamy to tylko jeden z poziomów istnienia bytu, pod nim kryje się wielka niewiadoma, którą chcą odkryć mechanicy kwantowi, ciągle rozbijając coś, co jest tylko "chmurą neutrinowo kwarkową", a jeszcze niżej obserujemy już tylko wspomniany: "meta konstruktu niczego", podłączonego do czegoś - do aktu i możności (a dokładniej do aktu formy substancjalnej).
Skoro dotarliśmy do tego miejsca, musimy się zastanowić nad tajemniczym znaczeniem "kosmicznego błota" z którego ulepił nas Stwórca, w to błoto, w ten proch, wmieszał duszę-swoje tchnienie. Skoro w nie istniejącą materię pierwszą (proch-błoto) zostało wmieszane tchnienie Boga, to jaką rzeczywiście-realnie mamy konstrukcję tu, w tej "otchłani", tego systemu gwiezdnego, stworzonego przez Boską cywilizację poziomu VII ? Z czego się składamy ? Nasze "biologiczne ciałą materii pierwszej" są pozorne, muszą się rozpadać, materia pierwsza ma określony czas rozpadu, uzależniony od... - no właśnie, od czego ?!?! Jak pamiętacie, składamy się z trzech części: „Sam zaś Bóg pokoju niechaj was całkowicie poświęci, a cały wasz duch i dusza, i ciało niech będą zachowane bez nagany na przyjście naszego Pana Jezusa Chrystusa.” 1 List do Tes. 5:23 – przekład dosłowny.
Materia pierwsza naszych biologicznych ciał jest uzależniona od ducha i duszy, z którą jest zmieszana-połączona, a to nas prowadzi do starożytnych technik leczenia, do największego Lekarza wszechczasów Jeszui, o których tu nie będziemy się rozpisywać. Skoro część z was może coś już rozumieć z tajemnicy doktryny reinkarnacji, oczywiście w ujęciu biblijnym, to aby sprawę tej tajemniczej doktryny jeszcze bardziej zakotwiczyć w Biblii i ując ją w nieco inne ramy, zaprezentujemy kilka elementów metafizyki Boskiego Tekstu, dotyczące wersetu z Listu do Hebrajczyków 9:28, który jest podstawą odrzucania przez Chrześcijan ponownego wcielania dusz w biologiczne ciała materiii pierwszej, hodowane masowo w tej ogólno planetarnej fabryce tajemniczego Układu Słonecznego, całkiem nieznanego, kształtowanego również przez byty transhumanistyczno duchowe i cybernetyczne kwadratu przestrzeni.
List do Hebrajczyków 9:27 mówi nam: "I jak zgodnie z przeznaczeniem ludzie raz umierają, a potem (czeka ich) sąd..." - przekłąd dosłowny. Czytamy w nim, że człowiek "umiera tylko raz", a potem sąd..., skoro tak, to należy się zastanowić co oznacza w Biblii "życie-żyć" i do kogo się ono odnosi !? Bóg Jezus informuje nas, że żyją tylko ci, którzy zostaną "podniesieni", czyli "zmartwych wstaną", a to oznacza Chrześcijan. Nie odnosi się to do ludzi innych, niewierzących, ponieważ oni są według Pisma "martwi" - należą do "morza" !!! "A Jezus mówi mu: Chodź za Mną i zostaw umarłym grzebanie ich umarłych." Mateuswza 8:22 - dosłowny.
Mamy więc tu, u Hebrajczyków 9:27, żyjących Chrześcijan w etapie pierwszego życia, pierwszego powstania-podniesienia ("nas podniesie z martwych" Księga Ozeasza 6:2 ), czyli zrodzenia z wody i Ducha, jeszcze przed życiem wiecznym i całkowitym zmartwych wstaniem (powstaniem-podniesieniem), po rozpadzie materii pierwszej ciała biologicznego, jakiś zagadkowy niesamowity etap istnienia ? Gdyby tak było, to żyjemy faktycznie i umieramy tylko raz, nasze "tylko ciało", a my przechodzimy do życia wiecznego już bez jakichś doktryn reinkarnacji, czy to prawdziwych, czy fałszywych. W tym momencie wszystko się zgadza z wykładnią Pisma, nie ma czegoś takiego jak ułuda reinkarnacji, brak strasznego cierpienia wiary w reinkarnację dotyczy Chrześcijan, pomijając tajemnicę "drugiej śmierci".
Skoro tak, to doktryna reinkarnacji dotyczy tych, którzy się jeszcze nie narodzili z wody i Ducha, którzy jeszcze nie zostali podniesieni z martwych i nie żyją. "Ręczę i zapewniam was, zbliża się godzina, a (nawet) już jest, gdy umarli usłyszą głos Syna Bożego i ci, którzy usłyszą, ożyją." Jana 5:25 Jeśli usłyszeliście waszą duszą Słowa Boga, to zaczęliście żyć i żyjecie już tylko raz ! Jakaż to odpowiedzialnośc i jaka niesamowita świadomosć istnienia, dbania by nie dać się zwieść, by nie stać się słupem soli - "Żona Lota, która szła za nim, obejrzała się i stała się słupem soli".
Życie duchowe, jakie rozpoczyna się z chwilą przyjęcia głosu Bożego, osiągnie swoją pełnię przy powszechnym zmartwychwstaniu ciał, kiedy to ludzie — już w całej pełni swej natury: nie tylko nieśmiertelne dusze, ale i powstałe do nowego życia śmiertelne ciała materii pierwszej — będą uczestniczyć w szczęściu, do którego są powołani. Szczególnie biblijne określenie: „wszyscy, co spoczywają w grobach” może odnosić się do "ciał materii pierwszej", które są według Pisma grobami, jak i do "kościotrupów grobów materialnych, znajdujących się w glebie tej planety", tu jest zagadka do rozważenia, mistyczna i cudowna!!!
Może chodzić w tym kulminacyjnym momencie (śmierci ciała materii pierwszej) o przeniesienie naszych dusz, do nowych ciał-mieszkań, jakie przygotował nam Zbawiciel w innym wymiarze, o czym pisaliśmy w tekscie „Żyjąc jak Chrześcijanin, modląc się, poznając św. Naukę, klęcząc prosimy o to, by Bóg zbudował nam „Dom”. Należy pamiętać, że mimo naszej wiary, albo gdyby osłabła, lub zaatakowała nas jakaś inteligencja, diabeł, w tej otchłani, tego kosmosu, ktoś, może nam odebrać nasze dusze: "Kto bowiem chce swoją duszę ocalić, straci ją, a kto straci swoją duszę ze względu na Mnie i ewangelię, ocali ją." Marka 8:35 - dosłowny.
Natomiast ci, którzy jeszcze nie żyją w Chrystusie, ciągle są martwi i się snują, podłączeni do "morza", grzebiąc innych martwych (ich "tylko ciała" - patrz grafiki powyżej - "Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych," Łukasza 9:60), cały czas się reinkarnują w ciała bioniczne kosmicznego NWO, lub jeszcze inne konstrukcje materii pierwszej tej kosmicznej fabryki, w której wyciska się z nich to, co się da wycisnąć ? Wieczne cierpienie kolejnych narodzin w tej gwiezdnej tłoczni, to straszliwa tajemnica jaką udało się odkodować, ale przecież starożytni od tysięcy lat informują o przerażającym cierpieniu wiecznej reinkarnacji, z której ratuje nas Bóg Jezus Chrystus - Jeszua, czyli w jęz. hebr. Zbawienie ! Jemu niech będzie chwała na wieki wieków. Amen. !
Linki:
Link o ciałach bionicznych, ale i o przenoszeniu ludzkich dusz w jakieś tajemnicze miejsca - polecamy o tym tekst pt.: „Nagrano bioniczne ciało UFO istoty, która wykonywała tajemnicze czynności „murarskie” ! (Kosmiczny pracownik uprawy działa i pracuje ?!)”
trzeci, to tajemnica ciał duchowych w jakich są umieszczane dusze zbawionych: „Żyjąc jak Chrześcijanin, modląc się, poznając św. Naukę, klęcząc prosimy o to, by Bóg zbudował nam „Dom””
więcej o tajemnicach reinkarnacji w tekście: Zagubione byty humanoidalne – biologiczne, zwane „ciałami”: „ujrzą Boże zbawienie”? Jak uciec z diabelskiego koła samsary?
O "morzu" które zatopiło Atlantydę pisaliśmy w "Cudowna, i jednocześnie wąska brama globalnej nauki chrześcijańskiej deprywacji (w czasie bitwy pod Har-magedonem)"
"Starożytne skarby duchowej archeologii, duchowych przepowiedni – YHWH (aktywacja ducha i duszy proroctwa Apokalipsy)",
„Głeboko ukryta tajemnica „bezkształtnej materii pierwszej [Platona]” i „formy substancjalnej” prawdziwego Matrixa Arystotelesa (arche i Logosu) „.
„„Kosmiczno innowymiarowe tajemnice starożytnych mędrców Atlantydy – aera – Prośmy Pana o zrozumienie super tajemniczego Nowego Testamentu !”
Duchowa archeologia inteligencji nieziemskich, starożytnego kodu znaków – część II – „Tchnął w niego i człowiek stał się istotą…”
Biblijne Kody, część III – Super megalityczny święty Kod Biblii Boga w Trójcy Jedynego JAHWE, to zaawansowana medytacja poszukiwaczy zaginionego Szyfru (Sensacja duchowej archeologii ?!)
„Najbardziej starożytna Istota – tajemnice zakazanej duchowej archeologii„.
„Tajemnicze istoty, rasy i ludy z innych wymiarów – pastor Hoggard i św. Fastyna mają rację (klucze hermeneutyczne)
„Medyczno duchowe skutki braku łączności z (wodnymi) istotami innowymiarowymi – z Bogiem”
„Potwory z głębin – kontemplacja tajemnicy otchłani„.
Tajemnicze „morze” i kosmiczna wieś Atlantydy – święty Kod Biblii w czasie medytacji – siedząc na „trawach”
https://youtu.be/-T7muON_-CU?si=_cjk7EF5sKFogIZh
https://youtu.be/k4AtLEB40cg?si=6oonQozKi0S69kHa
https://youtu.be/a_E6e6OxkiE?si=a6gbAFg96AYi7ubE
https://youtu.be/mjq3_91By2o?si=oBt_fTVMrLS8PC83