wtorek, 15 października 2013

Nie trzeba być religijnym fanatykiem lub arogantem by coś zrozumieć...

Zapraszam państwa serdecznie na nową stronę zajmującą się tym jak i innymi tematami powiązanymi z nieznanymi zjawiskami, parapsychologią, ufo, atronomią, zakazaną archeologią, adres tego nowo otwartego portalu to: http://argonauta.pl/


Zdjęcie pierwsze, "łączenie dużych przestrzeni"... odkrycia dzieki technologii LiDAR




W jakim stopniu można polegać na metodach radiodatowania?

Jak już widzieliśmy w poprzednich wpisach w temacie powstania skał ziemskichł, teoria określająca procedurę badania wieku Ziemi opiera się na założeniach niemożliwych do sprawdzenia. Czy są jeszcze inne fakty pozwalające kwestionować wiarygodność tych
metod? Istnieje wiele przykładów nieścisłości, które podają w wątpliwość wiarygodność radiochronologii. Przyjrzyjmy się tym przykładom. Próbkę, pobraną z powierzchni Księżyca podczas misji kosmicznej Apollo 11, poddano badaniu przy użyciu czterech różnych metod radiometrycznych. Wiek próbki określono następująco:
a) metodą Pb207-Pb206 na 4,6 mld lat;
b) metodą Pb206-U238 na 5,41 mld lat;
c) metodą Pb207-U235 na 4,89 mld lat;
d) metodą Pb208-Th232 na 8,20 mld lat.



Wiek skał księżycowych pobranych z tego samego miejsca, określony za pomocą metody potasowo-argonowej, wynosił 2,3 mld lat. Przy użyciu pięciu różnych metod uzyskano pięć różnych wyników.
Który wynik jest prawdziwy? Czy w ogóle można na nich polegać? Misja kosmiczna Apollo 16 pozyskała skałę księżycową, której wiek określano za pomocą trzech różnych metod. Uzyskane wyniki
wahały się od 7 do 18 mld lat. Naukowcy zajmujący się tymi badaniami stwierdzili, że wyniki nie były właściwe ze względu na nadmiar ołowiu w próbkach. Przy pomocy kwasu usunęli więc ołów z próbek i uzyskali wynik 3,8 mld lat, który uznali za właściwy. Dobrym sprawdzianem dokładności danej metody jest użycie jej do określenia wieku substancji, której wiek jest już znany. Jeżeli wynik uzyskany w ten sposób jest zgodny z prawdziwym wiekiem tej substancji, to dokładność i wiarygodność użytej metody zostaje potwierdzona. Przyjrzyjmy się, co się stanie, gdy zbadamy metodami radiodatowania skały wulkaniczne, których wiek jest znany. „The Journal Of Geophysical Research" podał, że wiek skał lawowych powstałych w 1800 lub 1801 roku na Hawajach, został określony dzięki metodzie potasowo-argonowej na 160 mln-3 mld lat. Widoczna jest tu ogromną rozbieżność między wiekiem rzeczywistym a
wiekiem określonym dzięki zastosowaniu radiochronologii. Oto kolejny przykład błędnego określenia wieku. Skały wulkaniczne, których wiek wynosił mniej niż 200 lat, zostały zbadane metodami radiometrycznymi, na podstawie których ich wiek oszacowano na 12-21 milionów lat. Widać więc, że wiarygodność tych metod jest wystawiona na próbę, jeśli użyte są do badania wieku
znanych nam substancji. Musimy jednak pamiętać, że dokładnie dzięki tym samym metodom naukowcy uważają, iż mają dowody na powstanie Ziemi przed miliardami lat Wielu z nas spotkało się z artykułami naukowymi, w których podany został dokładny wiek ważnych odkryć, wspierających ewolucyjny
model początków Ziemi. Większość czytelników nie kwestionuje tych danych, przyjmując je za fakt. Przyjrzyjmy się przykładom określania wieku niektórych z tych odkryć. „National Geographic" zawiera bardzo ważny artykuł zatytułowany „Czaszka 1470", opisujący człekokształtną czaszkę znalezioną
przez Richarda Leakey'a w Afryce.



 Dowiadujemy się tam, że wiek czaszki oszacowano na 2,8 miliona lat. Artykuł dodaje, że wiek ten określono dzięki metodzie potasowo-argonowej, za pomocą
której ustalono wiek substancji wulkanicznych otaczających ją. Kolejny ciekawy artykuł pochodzi również„National Geographic". Dowiadujemy się z niego o szczątkach szkieletu odkrytych przez Donalda Carla Johansona . Nazwał on swoje odkrycie imieniem Lucy. Twierdził, że ten organizm jest pewnym brakującym ogniwem, łączącym małpę z człowiekiem. Artykuł podaje, że wiek próbki wynosi około trzech milionów lat. Ustalono go dzięki metodzie potasowo-argonowej, do której użyto materiałów wulkanicznych otaczających tę skamieniałość. Możemy również przyjrzeć się artykułowi Mary Leakey, zatytułowanemu „Odciski stóp w prochach czasu". Autorka twierdzi, że odkryte odciski stóp należały do małpokształtnych ludzi żyjących 3,6 miliona lat temu. Ponownie dowiadujemy się, że wiek ten ustalono dzięki zbadaniu metodą potasowo-argonową skał wulkanicznych.





Powyższe przykłady wykazują dużą niedokładność w określaniu znanego już wcześniej wieku substancji wulkanicznych. Okazało się, że skały wulkaniczne, utworzone na powierzchni Ziemi zaledwie
200 lat temu, po zastosowaniu metod radiodatowania osiągnęły wiek milionów lat. W świetle tych faktów należy podważyć wiarygodność radiometrycznych metod datowania. Omówione metody radiodatowania stosowane są do określania wieku substancji nieorganicznych. Teraz przyjrzymy się metodzie powszechnie stosowanej do określania wieku substancji organicznych, czyli takich, które kiedyś stanowiły część żywego organizmu. Metoda, w której stosuje się izotop węgla 14C, opiera się na pomiarze ilości tego promieniotwórczego pierwiastka, występującego we wszystkich żywych tkankach. Pod wpływem promieniowania przenikającego wyższe warstwy atmosfery atomy azotu przekształcają się w atomy węgla 14C. Część z nich tworzy następnie cząsteczki dwutlenku węgla, a te z kolei wchłaniane są przez rośliny w procesie fotosyntezy. Zwierzęta zjadają rośliny lub mięso innych roślinożerców. W ten sposób każdy żywy organizm, zwierzęcy i roślinny, zawiera pewną ilość promieniotwórczego węgla. Gdy organizm umiera, przestaje wchłaniać promieniotwórczy węgiel, który zaczyna się rozpadać i stopniowo powraca do postaci azotu. Zmierzenie ilości węgla 14C w danej próbce materiału organicznego pozwala określić, jak dawno nastąpiła śmierć organizmu. Im więcej jest promieniotwórczego węgla, tym próbka jest młodsza, im mniej — tym starsza. Podobnie jak przy pozostałych metodach radiometrycznych określanie wieku metodą węglową opiera się na pewnych hipotetycznych założeniach. Po pierwsze, aby wiek uzyskany tą metodą był prawdziwy, ilość promieniotwórczego węgla w atmosferze ziemskiej musiałaby być niezmienna. Oznacza to, że w czasach, kiedy żyły badane okazy, tempo powstawania węgla 14C musiałoby być równe tempu jego rozpadu. Po drugie, zakłada się, że szybkość rozpadu w przeszłości była taka sama jak dzisiaj. Po trzecie, dany okaz nie mógł zostać napromieniowany węglem 14C od momentu śmierci. Aby właściwie ocenić dokładność metody węglowej, zbadajmy dostępne fakty. Istnieje kilka czynników środowiskowych wskazujących,
że tempo przyrostu ilości promieniotwórczego węgla jest zmienne.

1. W ciągu ostatnich 130 lat natężenie pola magnetycznego Ziemi zmalało o około 14 procent. W wyniku tego dociera do atmosfery ziemskiej większa ilość promieniowania kosmicznego, zwiększając
tym samym tempo powstawania węgla 14C. Wynika z tego, że tempo to w przeszłości nie było takie samo jak dzisiaj. 

2. Znaczna aktywność wulkanów miała wpływ na zachwianie równowagi izotopu węgla 14C, niezbędnej do prawidłowego określania wieku tą metodą. W czasie erupcji wulkanów uwalniane są do atmosfery duże ilości dwutlenku węgla.

3. Zwiększona aktywność promieni słonecznych powoduje większy przyrost ilości radioaktywnego węgla.

4. Próby jądrowe, dokonywane w ciągu kilku ostatnich dziesięcioleci, także wpłynęły na przyspieszenie tworzenia się radioaktywnego węgla.

5. Zderzenia asteroidów i meteorytów z Ziemią wpłynęły na istotne zwiększenie ilości węgla 14C. Na przykład wybuch w Tunguska na Syberii w 1908 r., który zwykło się wiązać z wybuchem meteorytu lub asteroidu w atmosferze ziemskiej, spowodował wzrost ilości węgla 14C. Słoje drzew z całego świata wskazują, że w rok po wybuchu na Syberii ilość substancji promieniotwórczych była znacznie większa
od normalnej. Założenie, że tempo przyrostu i rozpadu węgla 14C było w przeszłości takie samo jak dzisiaj, jest nieprawdziwe. Niemożliwe jest bowiem wyrównanie odchyleń w ilości promieniotwórczego węgla, spowodowanych przez wyżej omówione zjawiska. Uczciwa ocena dowodów jasno wskazuje, że metoda określania wieku przy pomocy węgła 14C jest wysoce podejrzana. Wiarygodność metody węglowej W jakim stopniu można polegać na wieku określonym metodą węglową? Czy można przyjąć wiek publikowany w różnych artykułach naukowych za dokładny? Wielu naukowców twierdzi, że dokładność określania wieku substancji organicznych można przyrównać do dokładności szwajcarskiego zegarka. Przyjrzyjmy się kilku przykładom pozwalającym zakwestionować wiarygodność i dokładność
tej metody. Wiek żywych mięczaków określony za pomocą metody węglowej wyniósł 2300 lat.

2. „Nature" podaje informacje o próbie określenia wieku materiału organicznego znalezionego w piwnicy angielskiego zamku. Choć zamek ma 787 lat, wiek tej substancji ustalono metodą węglową na 7370 lat.

3. Świeżo zabitym fokom przypisano wiek 1300 lat. Wiek zmumifikowanych fok, martwych od 30 lat, określono metodą węglową na 4600 lat.

Poniższe zestawienie pokazuje próbki dat podane przez naukowe pisma „Radiocarbon" i „Science". Porównuje ono wiek określony metodą węglową z wiekiem ustalonym za pomocą badań geologicznych. Tabela geologiczna została opracowana ponad 100 lat temu, a jednak do dziś uznawana jest przez większość naukowców za dokładną i wiarygodną.





Jak widać, istnieje bardzo duża rozbieżność między wiekiem określonym metodą węglową a wiekiem według tabeli geologicznej. Jednak zwolennicy teorii ewolucji uznają obydwie metody za dokładne i wiarygodne, mimo że wyniki uzyskane przy ich pomocy są wyraźnie ze sobą sprzeczne. Po przeanalizowaniu dowodów dotyczących wieku Ziemi widzimy, że istnieją wystarczające podstawy do poparcia koncepcji młodej Ziemi. Większość metod stosowanych w geologii historycznej wskazuje,
że jest ona młoda. Metody radiometryczne, ustalające wiek skamieniałości, nie są tak wiarygodne, jak twierdzą naukowcy. Nie trzeba więc być religijnym fanatykiem lub arogantem, by wierzyć w biblijną koncepcję młodego wieku Ziemi.
W tym temacie proponuję ten wpis:
http://popotopie.blogspot.co.uk/2013/06/jaki-jest-wiek-ziemi-wedug-fizyka.html





[...]Zdarza się natrafiać na wątpliwości zasadnicze, czy dążenie do zamożności nie jest sprzeczne z duchem chrześcijańskim, którego najlepszą rzekomo obronę stanowić ma ubóstwo (nie o zakonach tu mowa). Mylną argumentację do nadawania ubóstwu przywilejów religijnych czerpie się zazwyczaj z czterech źle zrozumianych tekstów Ewangelii, a mianowicie: Pozornie ma zakazywać zabiegów o dobra materialne ustęp z Kazania na Górze. W przedostatniej jego części (Mat.VI,25-34) powiedziano: „Nie troskajcie się, mówiąc: co będziemy jedli, albo co będziemy pili, lub czym się przyodziejemy... Nie troszcie się więc o jutro". Ileż razy zwracają uwagę na te wersety ludzie niechętni chrześcijaństwu!
Znajomość miejsc jest wielce rozpowszechniona pomiędzy nieprzyjaciółmi Kościoła i bywa wyzyskiwana, ażeby wykazywać, jako chrześcijaństwo dobre jest do zaświatów, lecz nie może być wyznawane przez ludzi, pragnących działać na ziemi dla dobra ogółu. Nie trzeba atoli posądzać biblistów Nowego Zakonu, iżby nie byli przestudiowali na wskroś ustępów tej wagi, jak Kazanie na Górze. Od dawien sprawa jest jasna, a rezultat badań i dochodzeń zebrał ostatni u nas wydawca Nowego Testamentu, ks. Władysław Szczepański T.J. profesor papieskiego Instytutu Biblijnego w komentarzach do swego przekładu, który zatwierdziła i poleciła Stolica Apostolska. Komentarz ks. profesora Szczepańskiego ujęty jest w te słowa: „Chrystus nie zabrania swym wiernym tutaj starania o utrzymanie doczesne siebie
i swoich najbliższych, ale pragnie i usilnie poleca, żeby człowiek na pierwszym miejscu starał się wiernie służyć Panu Bogu i spełniać jego przykazania i by w staraniu o dobra doczesne unikał zbytniej przesadnej troskliwości, która nie ma dość ufności w miłościwą pomoc Boga przy pracy, a nawet przekracza przepisy sprawiedliwości względem drugich", tak więc naucza Kościół. Można też powołać się na cud nakarmienia pięciu tysięcy słuchaczy. Zbawiciel uznał wówczas słuszność uwagi, że rzesze te nie mogą pozostawać tak długo bez posiłku. Mógł był sprawić, żeby głodu nie odczuwali, słuchając boskich
nauk; wybrał atoli inny rodzaj cudu: rozmnożył żywność i nakarmił ich. Znamienna co do zajmującej nas tu kwestii jest opowieść o namaszczeniu Zbawiciela wonnościami w Betanii przez Marię, siostrę Łazarzową (obszerniej u Jana XII, 1-8), co zgromił Judasz, który rzecze: „Czemu nie sprzedano
tego wonnego olejku za trzysta denarów i nie rozdano ubogim?" - na co odparł Jezus: „Ubogich zawsze macie wśród siebie, mnie zaś nie zawsze macie" (w tymże przekładzie ks. prof. Szczepańskiego).
Skoro ubogich „macie wśród siebie" (w innych Ewangeliach: „z sobą"), a zatem ci, o których mówił tu w drugiej osobie liczbie mnogiej, według Jego myśli nie są ubogimi. Owi „wy" stanowią większość, skoro ubodzy znajdują się „z nimi" i „wśród nich", ci są tedy w mniejszości. Takim jest społeczeństwo normalne. Otrzymamy tedy określenie, kto jest ubogim. Chodzi o „rozdanie ubogim", bo Judasz do tego zmierza, a zatem o jałmużnę. Ubogim w Ewangelii jest ten, kto pod względem dóbr materialnych znajduje się poniżej przeciętności, i to tak dalece, iż nie obejdzie się bez jałmużny. Udzielanie jej jest obowiązkiem; ale gdyby nie było zamożniejszych, od kogóż otrzymać jałmużnę? Nie ma jałmużny bez zamożności, a zatem zamożność jest najzupełniej dozwolona. Otrzymujący jałmużnę stanowią wyjątek wśród ogółu, jałmużny nie potrzebującego. Społeczeństwo normalne chrześcijańskie składa się tedy w olbrzymiej większości z osób nie potrzebujących niczyjego wsparcia. Kręgi takich były zapewne w cieplej Palestynie z natury stosunków liczniejsze, niż w krajach północnych, a szczebel dostatecznej „zamożności" bardzo niski, z pewnością jeszcze niższy, niż w Polsce. Taki, który nasycony „chlebem świętojańskim", wygrzewał się tam na słońcu i od nikogo niczego się nie prosił, u nas musiałby żebrać. Rozmaita jest granica pomiędzy ubogim a nieubogim w rozmaitych krajach; kryterium zaś zawsze jednako określone, bo ogólne; potrzebujący wsparcia, a udzielający go. Ci, którzy wierzą w uprzywilejowanie ubóstwa, czysto materialnego ubóstwa, wobec porządku nadprzyrodzonego, czyż nie przerażą się konsekwencji, jakoby zbawienie bliższe było takich, którzy pobierają wsparcie?
Nasuwałyby się w takim razie wnioski przeraźliwe! Ponieważ ginie sama instytucja jałmużny tam, gdzie większość ludności nie może jej udzielać, a zatem ten właśnie człowiek normalny ma być upośledzonym wobec Boga?! Kto upierałby się przy moralnym pierwszeństwie takiego ubóstwa, musiałby podnieść skalę jego bardzo a bardzo w kierunku zamożności, rozszerzając pojęcie ubóstwa na bardzo wielu takich, którzy jednak nie są całkiem wolni od obowiązku udzielania jałmużny, a zatem takich, których Chrystus Pan jednak do ubogich nie zaliczył. Odrzucić też musimy próby określenia ubóstwa tym, jako ubogim jest każdy, kto utrzymuje się wyłącznie z zarobkowania własna pracą. Taki może być panem milionowym. Amerykańscy milionerzy pracują z reguły znacznie więcej od robotnika; a nawet u nas zdarza się czasem (niezbyt często), że ktoś ciężką pracą dochrapie się zamożności - i pracować nie przestaje. Dodają więc niektórzy do tej definicji bliższe pracy oznaczenie, mianowicie: „pracą rąk własnych". To już nadaje się do traktowania humorystycznego. Wirtuoza zarabiającego koncertami należałoby w takim razie uważać za uboższego od ulicznego przekupnia zapałek, który przecież „rękoma własnymi" nie robi nic. Mamy jeszcze do naszej sprawy dwa wersety Nowego Testamentu: przypowieść o wielbłądzie i uchu igielnym - tudzież o ubogich w duchu. Obydwa teksty bywają cytowane nader chętnie. „Łatwiej wielbłądowi przejść przez ucho igły, niż bogaczowi wejść do królestwa niebieskiego" (Mat. XIX. 24). Wyrażenie samo objaśnia wydawca i tłumacz ks. prof. Szczepański, tymi słowy: „Zdaje się, to było przysłowie ludowe owych czasów na wyrażenie rzeczy niemożliwej lub bardzo trudnej". Jakąż tedy zasługę ma bogacz, gdy żyje sprawiedliwie! Oczywiście nie poczytano tu za bogaczy wszystkich tych, którzy nie są ubogimi, którzy żyją bez jałmużny: „bogacz" stoi na drugim biegunie skali dobrobytu, jest z nieubogich
najzasobniejszym. Bogaty posiada dóbr doczesnych więcej od zamożnego i od majętnego; gdyby inaczej to rozumieć,wychodziłoby na to, że olbrzymia większość ludzi doznaje przeszkody w tym uchu igielnym. Musimy przyjąć stany pośrednie pomiędzy ubogim a bogatym, bo inaczej dochodzimy do absurdu.
A więc przysłowie o uchu igielnym stosować można tylko do najmajętniejszych, do tych niewielu, którzy są bogatymi pośród zamożnych. W każdym razie wynika z tego, jako bogaty żyjący zbożnie ma zasługę
większą, niż ubogi, bo pokonuje trudności znacznie większe. Jak zaś ma je pokonywać, podaje sposób sam Zbawiciel, pouczając na wstępie swego Kazania na Górze: „Błogosławieni ubodzy w duchu".
Ubogi w duchu nie musi być nim w materialnej rzeczywistości; może to być nawet największy bogacz. Być ubogim w duchu, to obowiązek wszelkich szczebli zamożności. Należy stale obcować duchowo z ubóstwem; myślą, uczuciami. Nie wolno panoszyć się majątkiem, nadymać się a poniżać ubogiego.
Dostatków należy używać umiarkowanie i zgodnie z etyką nie na nadmiar przyjemności cielesnych; z dostatków winien korzystać duch, należy wykuwać z nich narzędzia ku doskonaleniu siebie i bliźnich. Przede wszystkim zaś powinien nawet najbogatszy umieć być ubogim i potrafić to bez szkody dla swej wartości wewnętrznej. Powinien posiąść tę wartość, która uczyniłaby go wartościowym nawet w razie straty majątku. Jeżeli chcemy poznać wartość moralną człowieka majętnego badajmy go i rozważajmy, czym byłby i jakim, gdyby przestał być majętnym; czy zdołałby utrzymać się na tym samym poziomie duchowym. Widzieliśmy i widzimy setki osób pozbawionych nagle wśród wojny dostatków, żyjących ubogo a godnie, przykładnie. Pytam każdego, kto miał sposobność zbierać doświadczenie podczas obojej wojny powszechnej; czy przyznać wyższość moralną zubożałym bogaczom, czy ubogim zbogaconym? który rodzaj zasłużył sobie bardziej na szacunek? Gdyby ubogich obowiązywało prawidło, że mają być bogatymi w duchu, może nie daliby temu rady, gdy tymczasem wielu bogaczy dorasta do tego, iżby byli ubogimi w duchu, w zasadach życia nie różniąc się od ubogich. Iluż ubogich nie wytrzymałoby próby bogactwa! Któż zdoła wiedzieć na pewno, komu łatwiej odbyć metamorfozę dobrobytu bez szkody dla duszy? Gdyby zamożni nie bywali często ubogimi w duchu, należałoby wystąpić przeciw zamożności w imię etyki. W konsekwencji doskonalenie społeczeństw polegałoby na pogrążaniu ich w jak największym ubóstwie. Murzyni afrykańscy stanowiliby ideał moralności publicznej, w Europie zaś Albania
wyprzedzałaby nawet ubożuchną Polskę.
Chrześcijańskie doskonalenie polegałoby właśnie na ciągłym ubożeniu. Zamieniać się tedy w żebraków w imię doskonałości? może wstecz do jaskiń troglodyckich?! Nigdzie nie ma błogosławieństwa ubóstwa, jako antytezy bogactwa; istnieje tylko błogosławieństwo ubogich w duchu; ten zaś obowiązek ciąży nie tylko na zamożnych lecz również na ubogich. Ubogi szemrający całe życie i nie myślący o niczym innym, jak tylko o przymusowym zubożeniu majętnych tacy ubodzy nie są oczywiście ubogimi w duchu. Co wszystko zważywszy, nie sposób twierdzić, jakoby dążenie do dobrobytu przeciwnym było duchowi chrześcijańskiemu. Społeczeństwo, które składałoby się z samych tylko ludzi zamożnych, mogłoby się składać doskonale z samych najcnotliwszych chrześcijan - jest to prawdopodobniejsze, niż gdyby składało się z samych nędzarzy Już w tej sprawie Roma locuta, a to w dwóch wielkich encyklikach, dwóch dalszych od siebie pontyfikatów „Rerum Novarum" Leona XIII i „Quadragesimo anno" Piusa XI. Dobrze zorganizowane państwo winno zapewnić obywatelom w dostatecznej ilości takie dobra materialne i zewnętrzne, „których używanie konieczne jest do praktykowania cnoty" (św.Tomasz: De regimine principum I.c. 15). A wśród tez pontyfikatu znajduje się też następująca: „nic nie wzbrania pomnażania mienia w sposób uczciwy i sprawiedliwy tym, którzy współdziałają w produkcji". Zamożność nie jest moralnie niższą od ubóstwa.

Zwróćmy uwagę na jeden jeszcze werset, o treści ogólnej, nadużywany zaś demonstracyjnie przez wrogów Kościoła: „dbajcie o rzeczy, które są królestwa niebieskiego, a reszta będzie wam przydana".
Nie znaczy to, że wierni nie powinni dbać o dobrobyt, lecz, że ludzie dojdą do wszystkiego, co im potrzebne, jeżeli będą cnotliwi. Jakoż gdyby nikt nie robił nigdy nic złego, nie byłoby żadnych krzywd, a więc nie byłoby też „kwestii socjalnej". Czyż to nie proste i jasne? Zadajmyż sobie wyraźnie i bez osłonek pytanie, co lepsze dla rozwoju duchowego społeczeństw, do czego tedy należy dążyć? Jeżeli do zubożenia a więc? konsekwentnie do coraz większego? W takim razie najbardziej umoralnia boiszewizm. A Polska znalazła się też na walnej drodze do doskonałości. Doświadczenie poucza atoli, że nędza wyżera etykę. Zresztą społeczność złożona z samych nędzarzy musi zmarnieć. Byłoby to jakimś obłędem samobójczym, żeby czynić zabiegi o pogorszenie bytu. Jeżeli zaś ubóstwo celem moralnym życia, w takim razie niemoralnie jest zapobiegać o zapewnienie przyszłości własnym dzieciom. Z naciskiem wypada też podnieść, że badania specjalne stwierdziły, jako każdy stan wydaje na rzeczy zbędne mniej więcej jednakową część swych dochodów. Bez tych wydatków „zbędnych" nie byłoby zgoła możności postępu materialnego. Życie cywilizowane zaczyna się dopiero od wydatku na coś „zbędnego". Z wywodów powyższych wynika, że moralność chrześcijańska życia zbiorowego nie zachwala bynajmniej dążeń do równości materialnej, aprobuje jedynie zabiegi o wyrównywanie zbyt wielkich różnic, wiodących do niesprawiedliwości. Jakie atoli różnice wypada wyrównywać, jako niesprawiedliwe,
na to pytanie nie może tu nastąpić żadna odpowiedź ogólna, gdyż to zależy od czasu, miejsca i okoliczności[...]






Niebezpieczne wpływy Wschodu.
Od kilkudziesięciu lat możemy obserwować proces przyswajania przez społeczeństwa Zachodu idei religijnych Dalekiego Wschodu. Szczególne otwarcie, zwłaszcza w USA i Europie Zachodniej, nastąpiło pod tym względem w czasie rewolucji obyczajowej 1968 r. Nic dziwnego, sfera ducha nie znosi próżni i dlatego puste miejsce po odrzuconym Super Prawdziwym Stwórcy musiały wypełnić fałszywe religie czy ideologie. Młodzi buntownicy odrzucając światopoglądy swoich historycznych pradziadów czy rodziców, najczęściej oparte na chrześcijaństwie, w ich miejsce przyjmowali idee marksizmu w interpretacji chińskiego tyrana, komunisty Mao Tse Tunga, przy czym co bardziej religijni idee lewackie uzupełniali elementami buddyzmu czy hinduizmu. Także Polska, choć w nieco inny sposób, stała się celem penetracji sekt zainspirowanych duchowością wschodnią czy pogańską.

Największym sprzymierzeńcem rozprzestrzeniania się wierzeń rodem z Dalekiego Wschodu jest słaba znajomość wśród Europejczyków czy Amerykanów realiów religijnych i społecznych Azji. Wyrwane z kontekstu nauki buddyzmu czy hinduizmu wydają się atrakcyjne, przepełnione spokojem, przyjazne dla przyrody, wychodzące naprzeciw duchowym potrzebom człowieka XXI wieku. Na tym tle źle poznane chrześcijaństwo , zohydzane przez antchrześcijańskie filmy i tendencyjne doniesienia mediów o działalności duchownych itp., wydaje się czymś niedoskonałym, mało pociągającym czy wręcz – używając języka młodych ludzi – „obciachowym", "ciemnogrodem" czy "ciemnym katolandem"

W takiej sytuacji udział w kursach jogi czy spotkaniach na temat duchowości Wschodu, organizowanych najczęściej przez różnego rodzaju sekty, może stać się punktem zwrotnym w życiu ludzi poszukujących duchowych wrażeń, zmienić ich dalsze życie w egzystencję niewolniczą, podporządkowaną jakimś samozwańczym „guru”, lub co gorsza "nieznanym istotom innowymiarowym". Trudno też nie wspomnieć o tragicznych konsekwencjach takiego uzależnienia dla życia duchowego czy wreszczie dla kontaktu z Duchem Świętym…




Konsekwencje społeczne

Niektórych do fascynacji elementami buddyzmu czy hinduizmu może skłaniać całkowicie błędne, acz coraz bardziej rozpowszechnione, przekonanie, że Prawdę można znaleźć w każdej wielkiej religii. W rzeczywistości tak nie jest. Istota Niebiańska, Jezus mówił o sobie, że jest Drogą, Prawdą i Życiem. Gdyby obok Jego nauk istniały inne, których zachowywanie prowadziłoby do Zbawienia, z pewnością poinformowałby nas o tym.

Oprócz szkód duchowych, które ponosi każdy, kto odrzuca prawdziwego Boga na rzecz buddyzmu, hinduizmu czy innej pogańskiej duchowości, warto wspomnieć także o stratach, jakie może ponieść społeczeństwo, gdyby zostało oparte na zasadach wielkich religii Wschodu. By się o tym przekonać, wystarczy przyjrzeć się Indiom. Przecież ogromne dysproporcje pomiędzy warunkami, w których żyją przedstawiciele najwyższej kasty braminów, a nędzą, w jakiej wegetują odrzuceni przez społeczeństwo nietykalni siudrowie nie jest wynikiem przypadkowego zbiegu okoliczności, lecz konsekwencją tradycyjnej nauki hinduizmu !



Coraz częściej można usłyszeć ludzi uważających się za chrześcijan czy katolików, równocześnie deklarujących swą wiarę w reinkarnację. Pomijając sprzeczność tego typu nauk z tym, co głosi Święta Nauka Chrześcijan, wiara w wielokrotne pojawianie się na świecie duszy w kolejnych wcieleniach powoduje straszliwe spustoszenie w życiu społecznym. Najlepiej widać to w ojczyźnie hinduizmu. Istniejące na całym świecie naturalne podziały na warstwy społeczne, spowodowane zróżnicowaniem ludzi pod względem talentów, pracowitości, odziedziczonych majątków itp. są tam karykaturalnie wyostrzone wiarą w wędrówkę duszy ku doskonałości poprzez kolejne wcielenia. Niestety, łagodzenie kontrastów między wyższymi a najniższymi kastami, a nawet walka z nędzą, w jakiej żyją najniższe klasy społeczne postrzegane są w Indiach jako przeciwstawianie się naturalnemu porządkowi rzeczy, wynikającemu z tamtejszej religii. Dominikanka, siostra Michaela Pawlik, która, jeszcze jako świecka misjonarka, wiele lat spędziła w Indiach, w jednym ze swoich artykułów opisała historię swoich starań o wyciągnięcie z nędzy mieszkańców dwóch wiosek należących do kasty pariasów. Podniesienie na wyższy poziom powszechnych w tych miejscowościach umiejętności rękodzielniczych spowodowało wyraźną poprawę dochodów tamtejszych siudrów. Kiedy jednak zorientowali się oni, nie bez podpowiedzi należących do wyższych kast sąsiadów, że zakłóca to „naturalny porządek” świata, według którego działalność rzemieślnicza jest domeną ludzi „wyższych wcieleń”, porzucili natychmiast działalność rękodzielniczą, by nie zaburzać „karmy” (jedno z najważniejszych pojęć w hinduizmie i buddyzmie, oznaczające sumę dobrych i złych uczynków człowieka w jego obecnym życiu, która wpływa na to, jakie będzie następne wcielenie tej osoby w „łańcuchu reinkarnacji”).



Duch ciemności

Trudno nawet wymagać od Hindusów wyższych warstw społecznych litości i wsparcia dla ubogich. Oni po prostu wyciągają logiczne wnioski z nauk swej religii. Im szybciej parias umrze, tym lepiej dla niego, bo w takim wypadku krócej trwają jego ziemskie cierpienia i szybciej będzie miał szansę wcielić się w wyższą formę ludzką. 
Wyobraźmy sobie teraz przeniesienie takiej wiary do Polski. Łatwo przewidzieć, co by się stało, gdyby pycha pseudoelit „trzymających władzę” nad wieloma dziedzinami życia społeczno-gospodarczego została jeszcze umocniona religijnie. Grupa postkomunistycznej nomenklatury i związanych z nią dorobkiewiczów zamieniłaby się w „kastę panów”, przekonanych o swej wyjątkowości i wyższości nad wszystkimi innymi(co i tak ma miejsce obecnie...), gorzej sytuowanymi materialnie. W takim wypadku Polska szybko weszłaby na drogę ku zacofaniu(co już się dzieje), wzorem dawnych Indii. Warto w tym miejscu podkreślić słowo „dawnych”, bo obecnie kraj ten coraz częściej jest postrzegany jako gwałtownie rozwijający się – mogący w krótkim czasie dołączyć do potęg gospodarczych i militarnych świata.

Byłoby jednak naiwnością sądzić, że obecna szybka modernizacja Indii wynika z uwolnienia nieznanego potencjału, który tkwił w hinduizmie. Paradoksalnie swój przyspieszony rozwój kraj ów zawdzięcza nie panującej tam tradycyjnie religii, lecz… chrześcijaństwu! Na przykład pewnego zafascynowania ideami wypływajacymi z nauki Chrystusa nie krył hinduista Gandhi, uważany za ojca niepodległości Indii. Co więcej, nawet księgi hinduizmu – Wedy, zostały zmodernizowane tak, by złagodzić ich najbardziej barbarzyńskie i utrudniające rozwój społeczeństwa nauki. Obok zniesienia podziału na kasty, zakazano również palenia wdów po śmierci męża oraz nierządu świątynnego.








Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną…

Św. Piotr ostrzegał uczniów: Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć (1P 5, 8). Stanowiące wielką atrakcję dla poszukujących nadnaturalnych duchowych doznań potencjalnych nowych wyznawców sekt wschodnich otwieranie się na nieznane energie jest po prostu otwieraniem "bramy innego wymiaru", przez którą ów „lew ryczący” może wejść.

Niestety, takich bram duchowych ma człowiek do dyspozycji dużo więcej. Niewątpliwie należy do nich astrologia, wróżbiarstwo, wywoływanie duchów osób zmarłych, magia itp., jednym słowem – okultyzm.

Tego typu praktyki, także nieobce religiom Wschodu, sprzeciwiają się pierwszemu przykazaniu: Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną. Oddający się im człowiek nie tylko łamie Prawo Boże, ale także wchodzi w kontakt z istotami innowymiarowymi czy demonami, bo to one wykorzystują wszelkie sposoby, aby spętać wolę człowieka, a przynajmniej doprowadzić go do zejścia z dobrej drogi, czyli zerwania ze Stwórcą świata.



Jednak Super Byt, czy Kościół Chrześcijan nie zakazuje niczego, co by nie było dla człowieka szkodliwe czy niebezpieczne. Można prosić Super Istotę Stwórcę światów o błogosławieństwo, Anioła Stróża o opiekę. Na co komu rozmowy z demonami? Przecież to nie dusza zmarłego stawia się na wezwanie wywołującego duchy. Żaden człowiek z tamtego świata nie przyjdzie dla zaspokojenia naszej czczej ciekawości.

Zwrócił się więc Saul do swych sług: «Poszukajcie mi kobiety wywołującej duchy, chciałbym pójść i jej się poradzić»”. Obrzęd wywołania ducha nie jest więc dostępny każdemu człowiekowi, lecz może nim kierować jedynie „specjalna” osoba. Działanie Saula było wbrew prawodawstwu Mojżesza, które zabraniało wywoływania zmarłych. Słudzy odpowiedzieli mu: „Jest w Endor kobieta, która wywołuje duchy” (1 Sm 28, 6 - 7). Gdy wróżka z Endor wywołała ducha, Saul nie widział go. Pytał niecierpliwie kobietę: „Co widzisz?” Biblia opowiada dalej: „Kobieta odpowiedziała Saulowi: "Widzę istotę pozaziemską, wyłaniającą się z ziemi".




Na przykładzie Indii możemy się przekonać, jak błędne koncepcje religijne są w stanie tragicznie zaciążyć na społeczeństwie, które wszedłszy w ślepą uliczkę, potrafi w niej ugrzęznąć i wegetować przez wieki. Niestety, pycha powoduje, że ludzie zamiast starać się lepiej zrozumieć naukę Jezusa Chrystusa, próbują przebudowywać świat według własnych pomysłów.


Stanisław Krajski - Rozmowy Patriotów || TV Szczęść Boże ||   


Linki:
Czy Biblia jest prawdziwą spisaną historią ?
Duchowe poglądy o rzeczywistości
Kolumna geologiczna ? Faszerstwo !
Marzulli ujawnia kolejne sensacyjne wyniki badań !
Bereszit bara Elohim et haszemaim – Na początku stworzył Bóg…
Tajemnice Kodu Tory – Rabin Glazerson ujawnia niezwykłe dane
Miód na chrześcijańską duszę – „Trony, Panowania, Zwierzchności i Władze”
Megalityczna rzeczywistość kontra darwinistyczna Maja माया
Szczególna teoria myślenia względnego
Fatima i polscy duchowi matrixowcy
Wyginięcie mamutów i zagadkowe artefakty starożytnej cywilizacji, co je łączy ?
Sklepienie ochronne nad Ziemią przedpotopową, czy zdajemy sobie sprawę jak niesamowity był to świat !?
Żelazna logika naukowca kreacjonisty – dr Thomas Kindell

9 komentarzy:

  1. Cześć, drugi wpis i od razu pytania:
    1) Uważasz, że Jezus jest Bogiem?
    2) I czy razem z Duchem jest częścią tzw. Trójcy?
    3) Czy wg. Ciebie Duch (który jest darem danym nam po zmartwychwstaniu Zbawiciela) jest równy Panu?
    4) Czy uważasz papieży za "następców" apostoła Piotra, a tym samym Jezusa?
    5) I. Czy uważasz jakąś religię lub związek wyznaniowy (począwszy od katolików, żydów, muzułmanów, aż po świadków jehowy, itd.) za tę jedyną, bliską Stwórcy? II. A może wszystkie są dobre i bliskie Bogu?

    Ciekawi mnie Twój pogląd na te sprawy, skoro odwołujesz się do chrześcijaństwa... Wystarczą mi odpowiedzi tak/nie. Pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede wszystkim należy odróżnić emocjonalny stosunek do chrześcijaństwa od tego narzuconego nam przez telewizyjnych manipulatorów i wszechobecnych "hejterów", chrześcijaństwo jest tak tajemniczym zjawiskiem, że nie śmiałbym się wypowiadać na postawione pytania, jestem początkującym chrześcijaninem i nie czuję się na siłach odpowiadać na tak skomplikowane pytania, oczywiście na część mam odpowiedz lecz nie podzielę się nią teraz, zacząć należy od pytania czym jest religia lub zjawisko religii w życiu ludzkości ! osobiście interesuję się ludzkością jako całością, hinduizm, buddyzm, Islam są częścią ludzkości, są przede wszystkim rezultatem tego co się stało w przeszłości, istnieje wiele badań archeologicznych potwierdzających niezwykłe zdarzenia związane z potopem, z Noem, to że na świecie w każdej kulturze istnieją legendy o potopie potwierdza tylko to niesamowite zdarzenie i uprawdopodabnia wersję przekazaną nam przez Mojżesza, dyskusja nad postawionymi pytaniami musiała by trwać godziny, a i tak by nie wyczerpała tematu, odpowiedzi na pytania tak/nie są niewłaściwe, zresztą pytania te należą do sfery, o której ciężko jest się wypowiadać początkującemu chrześcijaninowi, czyli mi, nie chcę publicznie wyrażać tego co czuję i co jest częścią mojego wnętrza w sprawie Ducha Świętego, staram się sygnalizować słuszność drogi chrześcijańskiej, nie mam zamiaru prowadzić wojny religijnej, w Polsce żył jeszcze niedawno pewien mistrz, który mógł by odpowiedzieć na tak postawione pytania, jego dziesiątki książek mogłyby być odpowiedzią na te pytania, stwierdził on, że we wszystkim znajduję się trochę prawdy, w każdej religii, filozofii są elementy prawdy. Pytania te są pytaniami o człowieka, kim jest naprawdę, o tajemnicę związaną z jego istnieniem, o cywilizację ludzką, dlaczego jest tak zróżnicowana pod względem "ras", religii, filozofii ? gdzie są odpowiedzi na te pytania ? one wszystkie mają swoje korzenie w historii ludzkości, twoje pytania są niezwykle skomplikowane, trzeba by sięgnąć do starożytności by móc na nie odpowiedzieć w należyty sposób, odnośnie Islamu to proszę się zapoznać ze znakomitą książką o tytule: " Prawdziwe oblicze islamu "Alcader Jean
      Właściwie należało by zadać jedno pytanie czym jest "wiara" ? Na te pytanie nie można odpowiedzieć w sposób prosty ! Wiarę się doświadcza ! Jeżeli przyjmiemy założenie że pan zadał mi pytanie na temat rzeczy niematerialnych jakimi są zjawiska religijne to powinniśmy się zastanowić czym jest materia, czy zjawiska religijne są materialne czy nie materialne ? Sądzę, że zjawiska niematerialne istnieją, są. Nie mogą jednak być obserwowane przez materialny mózg i zmyły, one się pojawiaja w nas. Nie możemy zakładać, że jeżeli czegoś "nie widzimy" to tego nie ma, tak robi struś gdy wkłada głowę w piasek. Rzeczy i zjawiska pojmujemy za pomocą odpowiednich narzędzi poznania. Religie są "rzeczami" które poznajemy za pomocą odpowiednich "narzędzi", w przypadku chrześcijaństwa są to rozum i Duch, którego otrzymaliśmy w jakiś tajemniczy sposób i od Kogoś niezwykłego. Czym są zjawiska religijne ? Zjawiska religijne mogą nie mieć dającej się określić struktury (być płynne i szalenie zmienne) ale nie może być zjawiska bez treści, czyli samej struktury..., zjawisko określane jest przez treść, a treść chrześcijańska odpowiada mi najbardziej ! Nie treść "religijna" ale treść chrześcijaństwa..., pozdrawiam.

      Usuń
  3. Naprawdę wystarczyłoby zwykłe tak/nie :) Pytania są (przynajmniej dla mnie) proste, podobnie jak i odpowiedzi. I nie ma co komplikować - w końcu nie bez powodu jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga (nie bogów). Do tego dostaliśmy od Niego klucz - również nie bez powodu. A skoro Biblia jest kluczem - to ona da Tobie oczywistą odpowiedź na moje pytania. Odpowiedzi, których nie udzieli (moim zdaniem) Tobie żadna religia, wyznanie czy nauka. Znajdziesz je w Starym i Nowym Testamencie. Dobrze przy tym korzystać z różnych przekładów Biblii, gdyż zapewne wiesz, że są "pewne siły", którym zależy na zmianie Słowa Bożego, siły które działają w każdym kościele od wieków, a o których mówi samo Pismo. Jeżeli naprawdę chcesz zbliżyć się do prawdy polecam korzystanie z różnych przekładów Biblii - pomocna może być tutaj strona http://www.biblia-internetowa.pl/ . Sam przekonasz się jak wycięcie lub zmiana jednego słowa może zmienić przekaz (polecam klasyk - Dekalog czy też bajkę o św. Piotrze i jego następcach - kluczem będzie tutaj greckie znaczenie słów "petros" (ruchomy kamień, kamyk) i "petra" (mocna skała, opoka) ). Jako "początkującemu chrześcijaninowi" - chociaż trafniejsze będzie tutaj określenie - osobie poszukującej prawdy (a ta jest JEDNA) życzę Ci, abyś nie dał się zwieść, tak jak ja byłem zwodzony przez 33 lata. Nie akceptuj bezkrytycznie słów patriarchów - nieważne jakiego wyznania, sprawdzaj co na dany temat mówi Pismo, i zdawaj się na własny osąd (ufając jedynie Bogu i Jego Synowi), a zobaczysz jak łatwo będzie Ci odpowiedzieć na moje pytania.
    To wiara nas zbawi, nie religia.
    Religia zabija wiarę. Dowodem są ogromne nadużycia w interpretowaniu Słowa Bożego przez zwykłych ludzi, którzy sami określili się mianem "nieomylnych". Następstwem tej "nieomylności" były, są i będą m.in. wojny religijne, ale nie tylko...
    Pozdrawiam i czekam na kolejne artykuły... nie z każdą Twoja interpretacją się zgadzam, ale wiele z nich potwierdza słowa Pisma, umacniając moją wiarę, również bardzo młodą (wcześniej byłem katolikiem, teraz nie identyfikuję się z żadną religią czy sektą).

    OdpowiedzUsuń
  4. "...nie z każdą Twoja interpretacją się zgadzam, ale wiele z nich potwierdza słowa Pisma..." Wiele z tego co napisałem nie jest po mojej linii, co może wydawać się dziwne, część jest pisana tak by ludzie zaczęli się zastanawiać nad tymi problemami..., Żydowscy mędrcy, znawcy Pisma Świętego, napisali pewną rzecz z którą się zgadzam, "...ci co doznali łaski i zrozumieli pewne tajemnice zawarte w Świętym przesłaniu powinni trzymać je dla siebie..." ! Żydowscy mędrcy posiadają na prawdę wiele tajemnic, o których ciężko pisać bo nie są one dla każdego..., zresztą nasz Mistrz też o tym nam powiedział !
    "...Nie dawajcie psom tego, co święte, i nie rzucajcie swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami, i obróciwszy się, was nie poszarpały. Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie!..." muszę pisać czasami naokoło, zresztą proszę aby się zastanowić nad zjawiskiem pogoni za coraz większym atakowaniem wszystkiego co żydowskie, jako początkujący staram się zrozumieć żydowskich świętych i ich przesłanie, trzeba odróżnić Święte nauki pochodzące od Ducha Świętego od tego czym jest zjawisko syjonizmu...
    Zresztą najważniejsze jest to co się nazywa "Wtajemniczeniem chrześcijańskim", tam jest zawartych wiele tajemnic. Pozdrawiam i dziękuję za wpis.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć, odnośnie trzymania tajemnic dla siebie, o których mówią żydowscy uczeni - to jest właśnie nadużycie. W Biblii jest napisane, że to co mamy wiedzieć o Bogu zostało nam przez Niego dane (i powinno nam wystarczyć, gdyż nie wszystko jest dla naszych oczu i uszów) - dlaczego ktoś miałby zatrzymywać to dla siebie?
    Poza tym, po co Bóg miałby dawać nam coś, a potem to tak utajnić, że tylko "uczeni w piśmie" mogliby to, zapewne z trudem, odczytać? Coś mi tu nie pasuje... z tego co wiem, znajomość prawdy Bożej jest drogą do zbawienia - ktoś kto chce naszego zbawienia nie utajni dostępu do niego.

    Ok, idąc dalej - o "uczonych w Piśmie" Jezus mówił również, iż biada im, gdyż sami znają prawdę, a innym blokują dostęp do Królestwa. Widzisz zapewne, że coś się tutaj nie zgadza. Nie wiem, czy wiesz, że Bóg odwrócił się od żydów, gdyż ci odwrócili się od Niego. Z tego co się orientuję - w Piśmie nie ma nic, że do nich "wrócił" i, że dalej są narodem wybranym. Poza tym zesłał Swego Syna, aby wybawił całą ludzką, również Żydów, którzy najwidoczniej tego potrzebowali ( bo może w/w tajemnice blokowały dostęp do Boga pozostałym (nieuczonym) Żydom, którzy byli przez swych mędrców wprowadzani w błąd?).

    Toteż nie rozumiem, dlaczego tak łatwo zgadzasz się ze słowami mędrców żydowskich, o których napisano, iż odwrócili się od prawdy, zatracając ją. Utracili kontakt z Bogiem, jaki mieli tylko oni - czy uważasz, że skoro tak się stało, to mają rację w kwestiach tajemnic Bożych? A może jednym z powodów, którym rozgniewali Pana, było to, że dane nam "tajemnice" o których powinniśmy wiedzieć wszyscy - zaczęli zachowywać dla siebie i wykorzystywać dla własnych celów? A może tajemnice, które posiedli, nie pochodzą od Pana i nie powinny być nam dane (jak np. wróżbiarstwo, kontakty ze zmarłymi, astrologia, itd.). Nie wiem jakich to tajemnic strzegą żydowscy uczeni, których przodkowie (a zapewne są to stare tajemnice) utracili kontakt z Bogiem, obrażając Go przy tym.
    ...........................

    OdpowiedzUsuń
  6. No chyba, że sam poznałeś jakąś tajemnice z Pisma, która dowodzi, że mędrcy mają rację? Wybacz, ale wątpię...
    Powiedz mi, jak uczeni którzy nie znają tajemnicy pochodzenia Jezusa:
    "Na to powiedzieli Mu: «Gdzie jest Twój Ojciec?» Jezus odpowiedział: «Nie znacie ani Mnie, ani Ojca mego. Gdybyście Mnie poznali, poznalibyście i Ojca mego»."
    mogą strzec jakichś innych istotnych tajemnic? Jedyną istotną "tajemnicą" dla człowieka znajdującego się na "etapie ziemskim" powinna być tajemnica dt. zbawienia. Czy tej tajemnicy strzegą? Dla mnie te słowa to brednie, albo celowe manipulacje osób służących przeciwnikowi Boga, którzy pod pozorem "niebezpiecznych tajemnic" blokują dostęp do Zbawienia innym, szukającym tej drogi.

    Dodatkowo zacytowany przez Ciebie fragment Pisma jest zwykłą nadinterpretacją faryzeuszy. Osobiście odczytywałbym go w kontekście innego fragmentu ze Starego Testamentu (Jezus przyszedł, aby wypełnić zawarte w nim proroctwa i nie mówił nic co miałoby przeczyć ST):

    "Nie mów do uszu głupiego, bo wzgardzi mądrością twej mowy"

    Głupcem w tamtych czasach (a nie można Pismu mającemu parę tyś. lat przypisywać współczesnych znaczeń) nazywano kogoś, kogo nie interesują najważniejsze sprawy (czyli te dotyczące Boga). Tak więc, w moim przekonaniu, mówiąc powyższe słowa, Jezus miał na myśli aby nie rozmawiać o Bogu (nie nawracać?) z tymi, których to nie interesuje, inaczej rzucamy perły (prawdy Boże, a nie ŻADNE TAJEMNICE) przed wieprze, czyli osoby, których nie tylko to nie interesuje, ale jeszcze na dodatek mogą obrócić to przeciwko Tobie. Sam tego doświadczyłem, próbując rozmawiać o Zbawicielu, z katoliczką, która wiedzę czerpała z katechizmu KK, a nie Biblii (temat dotyczył Maryi jako współ-odkupicielki i pośredniczki między nami a Bogiem). Raz, że nie interesowała się tym o czym mówiłem, nie próbując nawet tego podważać (bo jak niby mogła podważyć Słowo Boże), dwa, że po wyjściu zostałem okrzyknięty jehowym ;) żadnych tajemnic nie rozpowszechniałem, na wszystko miałem dowód w PŚ.

    Ja to rozumiem, tak, że nie należy się "na siłę" dzielić z kimś, kogo to nie interesuje, a już na pewno nie wiązałbym tego fragmentu z tajemnicami, bo nie tego on dotyczy. Zgodzisz się?

    ps. przepraszam za chaos w moich komentarzach, nie dano mi daru spójnego przelewania myśli na "ekran" ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Inna sprawa, że przed słowami o świniach i perłach powiedział, że byśmy nie sądzili innych, gdyż sami będziemy sądzeni. Blokując komuś dostęp do Słowa z góry osądzamy, iż nie jest on tego godzien. Tak więc, przeczymy słowom Jezusa. Świnie w tym fragmencie to nie ludzie, którzy nie zasługują na Prawdę, gdyż są, hmm, głupi, tylko jest to określenie ludzi skupionych na sobie, na własnych żądzach, żądzach (obżarstwo, seks, władza, itp.), które tak ich oślepiły, że przesłaniają im skutecznie Boga. Świnia w tym fragmencie to ktoś bez zasad moralnych, ktoś, kogo interesuje wyłącznie życie doczesne. Bo czy świnia myśli o Bogu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "...Cześć, odnośnie trzymania tajemnic dla siebie, o których mówią żydowscy uczeni - to jest właśnie nadużycie. W Biblii jest napisane, że to co mamy wiedzieć o Bogu zostało nam przez Niego dane (i powinno nam wystarczyć, gdyż nie wszystko jest dla naszych oczu i uszów) - dlaczego ktoś miałby zatrzymywać to dla siebie? ..." są rzeczy objawione osobą dla ich wewnętrznego rozważania dotyczące ich samych i nie są one skierowane do szerokiej opini publicznej, to jest zapewne jasne, są objawienia-zrozumienie Pisma objawione komuś jako łaska i może być skierowana do publiczności chrześcijan...
      "Nie mów do uszu głupiego, bo wzgardzi mądrością twej mowy" (Prz 23,9). A trzeba wiedzieć, że "głupi" to w języku biblijnym ktoś, kogo nie interesuje to, co najważniejsze. Stąd obdarzać prawdą głupiego to -- w myśl dosadnych porównań Księgi Syracha (22,9n) -- kleić skorupy rozbitego dzbana, to nauczać kogoś, kto usnął. Otóż jeśli ktoś sądzi, że nie ma w sobie nic z rozbitego dzbana i że prawda Boża zawsze do niego dociera... no cóż, gratuluję mu dobrego samopoczucia.

      Biedniejszy od głupca jest chyba tylko szyderca: ten, kto się wyśmiewa z tego, co najważniejsze. Nie jest jednak tak, żeby ludzie dzielili się na mądrych i głupich, na bogobojnych i szyderców. Niestety, postawa głupoty i bezbożności może na dłuższy lub krótszy czas ogarnąć każdego z nas -- i wtedy stajemy się niezdolni do usłyszenia prawdy, a nawet zaczynamy zachowywać się agresywnie wobec tych, którzy ją głoszą lub o niej świadczą. "Kto poucza szydercę, ściąga na siebie wzgardę -- czytamy w Księdze Przysłów (9,7n). -- Nie strofuj szydercy, by cię nie znienawidził". Otóż tego rodzaju wypowiedzi Pisma Świętego mogą odnosić się do nas obustronnie. Każdemu z nas może się zdarzyć również to, że prawda w oczy kole -- nie tylko prawda o jakimś wstydliwym epizodzie z mojego życia, ale również jakaś ogólna prawda zawarta w Bożych przykazaniach. I każdego z nas może ogarnąć bezbożny gniew na tę prawdę oraz na jej głosiciela.

      Usuń